Nie o Walentynkach. O obliczach miłości bez barier.

 Walentynki walentynkami choć może kiczowate zawsze w domu jakimś drobnym akcentem dajemy sobie o nich znać. Czekolada zamiast śniadania? Hm.. każde usprawiedliwienie będzie dobre!
P taki już jest, obchodzi wszystkie święta w roku i pamięta o wszystkich urodzinach, imieninach chce obchodzić Dzień Chłopaka, Mężczyzny i tak bez końca...Kocham Go za to. Problem jest jeden ma Żonę która o niczym nie pamięta :( Co roku przez pierwszych 5 lat wspólnego życia, buszowała w okolicach stycznia nocami w szafie żeby wykryć dowód osobisty i upewnić się czy urodziny są na pewno 25? I to się jeszcze jakoś udawało, co do innych 'świąt' potem tylko miłościwie trzepotała rzęsami z wykrzywionym uśmiechem rozłożonymi rękami błagając o wybaczenie...Nie dlatego że nie chce, po prostu też już taka jest..

  Inaczej sprawa przedstawia się z dzieciakami one nie znają dat, 'świąt' odkąd umieją powiedzieć 'kocham' trajkotają to bezustannie kiedy tylko jest okazja i nawet jak już człowiek jest zły i wściekły i słyszy takie małe 'koffam Cię' powraca uśmiech a nerwy biegną w niepamięć.

  Rok temu kiedy zdecydowaliśmy tu się zamieszkać, właśnie w okolicach Walentynek, rozgardiaszu przeprowadzki, przekleństw nie wypowiadanych tylko dlatego, że blokowało je małe 'koffam Cie' mówione za każdym nowym brojarskim pomysłem... Dziś się uśmiecham do tych myśli wtedy płakać mi się chciało bo nie widziałam końca tej przeprowadzki z rocznym dzieckiem. Pamiętałam już wcześniej, że P powiedział mi któregoś dnia' Wiesz nasi sąsiedzi mają chyba niepełnosprawne dziecko, mają jakiś specjalistyczny wózek..' Złapałam, zapomniałam. A potem zaczęłam myśleć co zrobić, jak się zapoznać żeby nie odebrali nas jako przypadkowych 'gapiów', jak dać znać że nie szukam sensacji, że nie przyszłam 'zobaczyć' tylko chce się zapoznać bo będziemy sąsiadami przez najbliższych kilkadziesiąt lat!

  Dylematy rozwiał brak papieru do pieczenia i brak oczywiście sklepu w najbliższej okolicy. Uroki mieszkania na peryferiach - powiem grzecznie. Poszłam pożyczyć i ten papier do pieczenia przesądził o naszej znajomości. Nigdy nie zapomnę tych tej rozmowy:

Cześć, bo.. wiesz mi się papier skończył... nie miała byś pożyczyć - zaczęłam niepewnie.

Mam jasne weź nie musisz oddawać.

Nie oddałam od razu, ale postanowiłam zaprosić na kawę.

Wiesz, ja mam niepełnosprawne dziecko.. - powiedziała niepewnie.

Wiem, nie wiem jak się zachować ale nie chcę niczego złego... - wybełkotałam.

  No i tak jakoś poszły te pierwsze słowa niepewne, pierwsza wymiana papieru, wypieków. Mama Mateusza okazała się mistrzynią nad wielu mistrzów. Piecze chyba codziennie, rogaliki, ciasta, bezy i robi najwspanialszą czekoladę.Obdarowuje tymi wypiekami nie tylko mnie ale również innych naszych sąsiadów. Jest wspaniałą, dobrą ciepłą osobą ale przy tym zdecydowaną kobietą. Nie widuję jej smutnej czy rozczulonej.  Ratowała mnie często z przeróżnych obsesji, przychodziła kiedy czasem wieczorami byłam sama  i dzieci nie mogły zasnąć bo jedno budziło drugie. Przychodziła z rogalikami jak wracaliśmy z podróży.Pomimo swoich trudniejszych spraw, nigdy nie odmówiła mi pomocy. Kiedy moje dziecko wymalowało u niej mazakami ściany i prześcieradło nie zobaczyłam u niej cienia zdenerwowania.

Daj spokój, zaraz się pomaluje. - rzuciła krótko.

  Wstyd mi było i głupio ale wtedy zrozumiałam że ona jest inna niż my znerwicowane często, Matki urwisów. Jest inna bo ma inne dziecko. Dziecko które swój świat poznaje sercem, nie poprzez bieganie, nieustanne paplanie, bałaganienie tylko serduszkiem czasem pełnym obaw, strachu czasem radości, czasem głośnego śmiechu. Kiedyś z trudem rozpoznawałam u Mateusza te wszystkie emocje. Dziś, wpadam do nich na chwilkę i od razu wiem, w jakim mały jest humorze. Nauczyłam się jak mam go odbierać. O wiele mniej czasu zajęło to mojej Córce, która wracając ze spaceru nie biegnie do siebie tylko od razu pod ich drzwi.

Myszko daj spokój Mati śpi, nie przeszkadzajmy mu dzisiaj. - mówię.

Nie!!! Mati nie śpi!!! Ćwiczyć z Panią!!! 

puk,puk, puk

MaUszku! Ćwiczyć z Panią!!!Tak!Ja obaczyć! - woła na całą klatkę.

  Mama Mateusza zawsze otwiera, żeby mała mogła 'obaczyć', efekt jest taki że chyba wszyscy rehabilitanci Mateusza znają i moje dziecko. Nigdy nie zapomnę, jak w pewien zimowy wieczór dzieciaki wyklejały domek z tektury z Matim. Dla nich wszystko jest naturalne bawią się na swój sposób, leżakują tworzą.. Nigdy nie zapomnę naszych wspólnych posiedzeń na działce w gronie innych rodziców i dzieci, nie wyobrażam sobie tych spotkań bez nich! Pomimo tego że czuję w kościach, że nie zawsze mogło być to dla nich jako rodziców, łatwe. Wymiana ciastem o 22 przez balkon bo dzieciaki śpią i u mnie i u nich więc nie wolno zapukać.Wieczór jest czasem świętego wypoczynku. Nie zapomnę też jak w pewien wiosenny ranek obudziłam wyglądam przez okna a tarasie ogromne skrzynie z pięknymi kwiatami. Mama Mateusza wiedziała, że dopiero urodziło mi drugie dziecko i ostatnią rzeczą na jaką będę miała czas to posadzenie kwiatów. Pal licho że naprawdę nie dałbym rady tego zrobić w tym roku. Ale kogo stać w dzisiejszych czasach na taką dobroć i życzliwość wobec zwykłych....sąsiadów? 

  Miłość ma różne oblicza, od romansu poprzez pierwszą, namiętną, ostatnią być może najrozsądniejszą, przyjacielską... Tej ostatniej było mi dane zaznać przez ten rok od tamtych Walentynek, caaałe mnóstwo. Jedyne czego bym sobie życzyła to móc bardziej się za nią odwdzięczyć.








Czekolada Mamy Mateusza

kostka masła 
niepełna szklanka cukru, może być trzcinowy
3 kopiaste łyżki kakao najlepiej tego o dużej zawartości powyżej 60%
5 łyżek wody
2,5 szklanki mleka w proszku najlepiej 'łaciate'
orzechy lub płatki (co chcesz)


  Wszystkie składniki oprócz mleka w proszku należy wrzucić do garnka, rozpuścić i 30 sekund gotować, nawet krócej. Wyłączyć i sukcesywnie, energicznie mieszać różdżką i dodawać po trochu odmierzone mleko. Uwaga masa jest bardzo gęsta, teraz trzeba ją przełożyć do formy lekko 'ugnieść łyżką i pozostawić do ostygnięcia. 
Mama Mateusza radzi trzymać ją w lodówce przez jakiś czas, wtedy jest najlepsza!





  Słuchajcie ja nie umiem Wam opowiedzieć o chorobie Mateusza, nie na tym polega nasza relacja. Wiem tylko tyle ile muszę, wiem też ile potrzeba pieniędzy na to żeby ten mały chłopak trzymał się w takim stanie jak teraz. Oni sami lepiej Wam powiedzą o sobie. Oto ich strona. historia Mateusza 
           



Dobrze mieć takich Sąsiadów. 'Koffam Was'!

Komentarze

  1. Sama pracuję z dziećmi niepełnosprawnymi i nade wszystko podziwiam ich mamy, które pomimo wielu trudności potrafią obdarzać otoczenie uśmiechem i pozytywną energią. Mamo Mateusza ma Pani ślicznego synka, życzę aby nie brakło Pani tej energii i zdrowia do walki o Niego, trzymam kciuki za postępy Mateusza!

    Ps. Czekoladowe serca wyglądają obłędnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekoladowe serca wyszly nieziemskie. Dziekujemy mamusiu m&m świetnie mieć takich sąsiadow!!!mamy siły sie uśmiechać dzieki wam!!! Mama Mateusza

    OdpowiedzUsuń
  3. Pozdrawiam mamę Mateuszka i obiecuję, że mimo diety czekoladę zrobię i spróbuję ;) Zrobię to z czysta przyjemnością :)
    Siostra Zbyszka, również niepełnosprawnego chłopca ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Znamy to dobre serce od dawna ;-) dzielenie sie oplatkiem w natłoku przygotowan przedswiatecznych, bulka z drzemem brzoskiwiniowym w liceum, pamięć o rodzeńtwie i wiele wiele inncyh ;-) Pozdrawiam, zazdroszczę sąsiadów ;-) Całuski dla Mateuszka i Mamy M.

    OdpowiedzUsuń
  5. Podziwiam takich ludzi, nie poddają się i walczą, a do tego są bardzo życzliwymi sąsiadami, nie zamykają się w domu i nie furczą na wszystkich dookoła, że to akurat oni mają "inne dziecko" :-) Tacy ludzie jak mam Mateuszka są dla mnie wzorem, bo człowiek na codzień nie dostrzega tak naprawdę wielu wartości życiowych, tylko ciągle narzeka i nie dostrzega tego co jest naprawdę ważne. Rodzina, przyjaźń, życzliwość :-) zazdroszczę takich sąsiadów naprawdę. Pozdrawiam i życzę Mateuszkowi dużo sił i uśmiechu na twarzy co dzień dla Mateuszka jak i dla mamy :-D
    A czekoladowe serduszka pychcia, muszę zrobić, mam akurat orzechy, tylko mleko w proszku muszę zakupić :-) pozdrawiam
    Sylwuńka wrześniowa Rogińska ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Prawdziwy przyjaciel to skarb :-) trzymam mocno kciuki za dalszą rehabilitację Mateuszka, bardzo podziwiam jego mamę, my rodzice dzieci zdrowych często narzekamy na byle co i nie umiemy cieszyć się drobiazgami. A mama Mateuszka to prawdziwa cicha bohaterka, bardzo mi imponuje swoją postawą życiową i pogodą ducha :-)
    Ania W.

    OdpowiedzUsuń
  7. W dzisiejszych czasach dobry sąsiad to skarb. Trzymam kciuki za Mateuszka i jego mamę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytam Wasze komentarze i aż mi się łezka kręci w oku że tak ciepło piszecie!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciepła historia i gratuluję twoim sąsiadom siły. Oby przy waszej pomocy nigdy im jej nie zabrakło. Życie wzbogaciło was o nowe bardzo ważne dla wrażliwości człowieka doświadczenia

    OdpowiedzUsuń
  10. .. bo dobrze mieć takich sąsiadów. Oby tak było zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  11. ciepło sie na sercu robi, gdy czyta się o takich ludziach :) pozdrawiam
    M

    OdpowiedzUsuń
  12. To naprawdę wielkie szczęście trafić na dobrych sąsiadów :). Walcz dzielnie Mateuszku, trzymam za Ciebie kciuki :*.

    B.

    OdpowiedzUsuń
  13. Fajni sasiedzi i Wy fajni.Cześć Mati.

    OdpowiedzUsuń
  14. Mamy sily dzieki wspanialym ludziom ktorzy sa wokol nas i nawet ci anonimowi sa dla nas wazni i czujemy ich wsparcie...mama Mateusza :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Osobiście Pani Mamy Mateuszka nie poznałem :D Poznała ją moje mama. Ja siedziałem w pokoju obok. To było w te wakacje kiedy Ty i P gdzieś pojechaliście do lekarza czy coś no mniejsza. Zostałem u was sam z mamą i bodajże z małą. Nagle ktoś puka do drzwi. Z mamą przestraszeni no bo to nie mogliście być wy... za wcześnie. Otwieramy a tam Pani stoi z ciastem :D Jeśli dobrze pamiętam był to sernik. I jeśli dobrze pamiętam [a tu jestem pewien] był on PRZEPYSZNY. Nie przepadam za sernikiem ale ten zwalił mnie z nóg. Kolejne moje starcie z Panią było na fecebook'u kiedy przeglądałem wasze zdj. i ta Pani je skomentowała dodając własne zdjęcie [myślę że wiesz o co chodzi, te zdj. z kominkiem itp.] pomyślałem sobie i z góry przepraszam z wyrażenie ''babka ma poczucie humoru'' nie mogłem się przestać śmiać. I mimo że nie poznałem Pani osobiście to już Panią lubię :D Szkoda, że nie ma więcej takich ludzi jak Pani ;)
    Co do twojej zapominalskiej główki Pani Blogerko... to po to się ma kuzyna, żeby on przypominał o datach. Wystarczy tylko dać mu takie zadanie :D Już nie Tobie pierwszej bym przypominał.
    Małą oddałaś świetnie no jakbym ją słyszał :D
    A co do czekolady... To moje przekleństwo - miłość do słodyczy! A słodycze wykonane w domu tym bardziej. Uwielbiam czekoladę naszej babci i te ciasteczka co kiedyś zrobiliśmy :D nie pamiętam nazwy co na ''k'' albo ''f''. W każdym bądź razie były pyszne. I te czekoladowe serduszka też na takie wyglądają!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następne odwiedziny skończą się skosztowaniem czekolady tylko muszę wiedzieć, że to ten gość zawitał u A i P :) pozdrawiam wszystko się zgadza
      mama Mateusza

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty