Frytki 'leko czekladowe' kontra przedszkolna rzeczywistość.

Nasza Córka we wrześniu tego roku, rozpoczęła jak tysiące innych dzieci, edukację przedszkolną.
Jako dumni rodzice trzyletniej Młodej Damy trzymaliśmy kciuki, przeżywaliśmy każde nowe stwierdzenia i przemyślenia na temat przedszkola, oczekiwaliśmy długiego okresu przystosowania do nowej sytuacji. Wobec Majki rozciągnęliśmy ogromny płaszcz tolerancji, nie pouczaliśmy jej, nie stawialiśmy wymagań ani oczekiwań. W okresie wakacji mówiliśmy jej tylko tyle, że będzie chodziła do przedszkola z dziećmi, po to żeby się z nimi bawić i uczyć. Mówiliśmy, że nas tam nie będzie ale kiedy minie czas zajęć, zawsze przyjdziemy i zabierzemy ją do domku. Byliśmy także przygotowani i mięliśmy plany awaryjne na różne ewentualne porażki, które snuliśmy w domysłach. Byliśmy przygotowani na to, że początki mogą być owiane płaczem i trudami w adaptacji. 

Jak my się cieszyliśmy, kiedy usłyszeliśmy, że:

Macie Państwo dziecko pięknie przygotowane do przedszkola, nie płacze, ładnie się bawi słucha poleceń, ma naprawdę imponujący zakres słownictwa, chyba dużo Państwo czytacie w domu - mówiła bajecznym głosem Pani.

My z P  słuchając, w tamtym momencie wnosiliśmy się na wyżynach rodzicielstwa jak Orły w przestworzach, szybowaliśmy ku tęczy, zataczając koło miłości wokół naszych Szkrabów kiedy...

Bęc!

Dziecko nie chce jeść, siadać nawet do stołu, mówi że jedzenie jest okropne, że się go boi i będzie jadła tylko z Mamą frytki i 'leko'

BĘC... BUCH,... TRACH....

O kur! Co przegapiliśmy? Siadaliśmy do stołu, często razem, kiedy było tylko można. No dobrze Maja zawsze słabo nam jadła ale, tak od razu obrzydliwe, że do stołu... z dziećmi, że niee... Byliśmy przecież tacy przygotowani. Czcze pobożne życzenia. O nie! Frytki? Jak to?

To był początek rozmów w domu, ale także z samą Mają, na temat 'przedszkolnych rozczarowań.' Tak oto największym rozczarowaniem okazało się:

Mamo, czemu Ty nie gotujesz z Paniami w przedszkolu?
 
Kochanie, w kuchni pracują Panie które gotują same pyszności dla wszystkich dzieci i dzieci to jedzą bo to jest stworzone specjalnie dla Was. Będziesz jadła? - pytałam z nadzieją w głosie.

Nie.

Kolejnym rozczarowaniem było to, że w przedszkolu nie ma frytek i czekolady i jak to?

Myszko, przedszkole to czas dla młodych odkrywców. Będziesz miała tam tyle zabawy i nauki, że Twój brzuszek musi jeść wszystkie pełnowartościowe posiłki, żebyś miała siłę na te wszystkie przygody. Będziesz jadła?

Nie, bo w domu mogę jeść frytki.

Tak, w domu robimy czasem frytki ale to jest jedzenie na szybko, brzuszek nie ma z takiego jedzonka pełnej korzyści a Ty potem nie masz tak wiele sił jak po zupce i drugim danku. 

Mogę śmiało powiedzieć, że każdy dzień września obfitował w podobne rozmowy, nic nie skutkowało Maja nie chciała jeść i koniec. Czułam naprzemiennie winna lub wściekła na siebie za te frytki. W drodze do domu Maja była już głodna, marudząca... wobec czego moje marzenia o tym, by codziennie nie gotować dziecięcego obiadu legły w gruzach.

Dodatkowo po przeniesieniu tych rozmów na Panią przedszkolożkę jestem pewna, że myślała ona o Majce jako o dziecku żyjącym tylko na frytkach i 'leku czekladowym' a to po prostu było to, co ją jako trzylatkę najmocniej zabolało. Wszystko było przecież takie fajne, więc jak mogło zabraknąć ukochanego 'leka' i... frytek.

Ja jako Matka czułam dotkliwą klęskę wychowawczą. Ten kto nas zna wie, że całkiem fajnie w domu gotujemy ale kiedy przychodzi pora na frytki, zabieramy się za obieranie ziemniaków smażymy na rzepaku i zamieniamy się w mało fantazyjnych kanapowców przy bajce i frycie. Kochamy te klimaty, każdemu do zdrowia i szczęścia są one przecież potrzebne. Grunt to równowaga! W najśmielszych oczekiwaniach nie przypuszczałam, że to stanie się dla nas 'kłodą pod nogami' w przedszkolnych realiach.

Byłam przygotowana na płacz, tęsknotę, bolesną rozłąkę. Bałam się drzemek i tego czy będzie umiała się dzielić zabawkami ale nie cholernej fryty! A tym czasem ta fryta spędziła mi sen z powiek na pierwsze tygodnie.

Tak oto, ja Matka raz biegałam za wcześnie myśląc:

 'nie zjadła obiadu jest głodna'.

Potem zalewał mnie zdrowy rozsądek i szłam spokojnie o ustalonej porze, myśląc:

'takie jest życie będzie musiała się nauczyć'

I tak na zmianę, za każdym razem słyszałam tylko:

Nie proszę Pani, nie jadła pyta ciągle czy Pani to gotuje, Pani pracuje w gastronomii?
Nie dziś też się nie udało prosiła tylko o 'leko czekladowe'
Nie dziś nie usiadła nawet do stołu - i tak ciągle.


Były takie momenty, że chciałam zabierać ją o 12 i dać sobie spokój bo nadal największy problem pojawiał się z obiadem ale zanim wprowadziłam ten plan w życie, powiedziałam Majce tak:

Majuś tydzień ma 7 dni.

Policzyliśmy skrupulatnie czy na pewno tyle i jak się upewniliśmy kilka razy. Matka snuła dalej:

Majuś tydzień ma 7 dni. Z tego 5 dni jesteś w przedszkolu a 2 dni w domku. Podpisujemy umowę przez 5 dni w domku będzie gotowana zupka. Kiedy nie zjesz w przedszkolu będziesz mogła w domu zjeść zupkę.

Zukę nie! Mamo, przecież Ty wiesz, że ja nie lubię 'zuki'

Wiem, że nie lubisz ale kiedy jesteśmy bardzo głodni lepiej zjeść zupkę niż czekać na to żeby bolał nas brzuszek.

No, tak.

W tym czasie w przedszkolu będą gotowane same pyszności, naleśniki, klopsiki, rybka i kotlety.

Mamo, to super - wołała wyczekiwaną przeze mnie radością w głosie.

No właśnie dlatego będziesz musiała się zastanowić przy obiadku czy na pewno nie chcesz tych pyszności bo w domu będzie tylko zupa. Najczęściej Maju ta zupa będzie tylko jedna, na dwa dni. - Zniżyłam lekko ton.

Oj, to nie dobrze Mamo.

No właśnie Majeczko ale tydzień ma 7 dni i przez 5 będziesz jadła pyszności w przedszkolu a przez 2 Mama będzie czarowała w kuchni dla Ciebie wszystko co będziesz tylko chciała.

Mamo naprawdę będziesz czarować? - Zapytała zaskoczona Majka.

Tak. - Obiecałam szczerze i stanowczo.

A wyczarujesz frytki i leko czekladowe?

Wyczaruję, ale tylko w te dni kiedy nie będziesz chodziła do przedszkola.

Uuuu... no ale dobrze Mamo i tak jesteś super!

Taka waśnie mieszanka rozmów, prób ustalenia środka, przekupywanek, cudów niewidów i innych sprawiła, że dzielna Maja zjada w przedszkolu drugie danie. Stawka była wysoka, wiecie sami ile czasu zajmuje codzienne gotowanie. Zupki, w przedszkolu nie zjada :) Wiecie dlaczego :) ale drugie znika z talerza przez 5 dni w tygodniu a w pozostałe czarujemy.

Całą sobotę przelataliśmy w mące, my a nawet pies! Mięliśmy brudno, nic a nic się tym nie przejmowaliśmy, śmiejąc się w głos. Niestraszny nam bałagan kiedy w kuchni powstaje nowy przepis! Tak oto na dniach wrzucimy nasz  przepis na Pizzę Przedszkolaka!

Pozdrawiam Was zza magicznej kuchni, która funkcjonuje tylko dlatego, że w tygodniu i Matka wywalczyła 5 minut dla siebie gotując tylko nudnawą zupę :) Polecam wszystkim rodzicom ten stan błogości.

Czekamy na wasze newsy z przedszkola.

Komentarze

  1. O mamo, wspaniale sobie z problemem poradziliście. Muszę przyznać, że czytałam z zapartym tchem :)
    U nas nie ma o czym pisać. Póki co Emilka jest ze mną w domku :) Czekam na pzepis! :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty